Zaczyna się od końca: narrator umiera już w pierwszym zdaniu powieści. Krzyki, telefony, karteka pogotowia. Za późno! Lecz 34-letni Jacques Lormeau – sklepikarz z konieczności, artysta z ducha (niestety, niespełniony!) – wyrwany przez śmierć z czułych objęć młodziutkiej kochanki, z którą spędził swe ostatnie godziny pod oknem żony, przygląda się temu wszystkiemu z góry. Między wspomnieniami, które go nawiedzają, a teraźniejszością, która go zaskakuje, stawia sobie pytanie, czy aby wieczność nie jest zbyt monotonna…